Mniej znana Tunezja za jeden uśmiech

Ponad trzy tysiące kilometrów. Trzydzieści osiem dni. Trzynaście miejsc noclegowych. Trzyletnie dziecko. Dwoje rodziców. Jedna Tunezja. To da się przeżyć. I w dodatku warto
Chcecie to dziecko zabić! – wyrzucała jedna z naszych babć, obficie rosząc łzami słuchawkę telefonu tuż przed naszym odlotem. Tymczasem zaraz po wyjściu z samolotu potencjalna ofiara wykazywała się całkiem sporą żywotnością. Co więcej, wyglądała na bardzo zadowoloną. Mieliśmy nadzieję, że tego entuzjazmu wystarczy na całe pięć tygodni.
Djerba
Pierwszy dzień zawsze zapada w pamięć. Stolica Djerby, Houmt Souk, zaatakowała nasze nozdrza połączonymi woniami marynowanych oliwek, przebogatego zestawu przypraw, dymu tytoniowego, kawy, mięty i kruszejącego mięsa. Chodziliśmy jak w transie po małych uliczkach znających głównie dwa rodzaje samochodów – peugeoty i isuzu, lawirując między budynkami w stanie permanentnego niedokończenia a piękną, niziutką architekturą tradycyjną. O dziwo, Emil nie zarzucał nas zwyczajowym milionem pytań. Był oszołomiony. Minęliśmy centrum miasta, które zaczynało budzić się do życia po zimowej przerwie. Ospali sprzedawcy nie nastręczali się zbytnio z zachwalaniem towarów. Całe szczęście! Może dlatego, że był marzec, tubylcy kryli się za puchowymi płaszczami i z nas, zgrzanych wariatów w krótkim rękawku, lepiej było zrywać boki niż ich mamić.
Powoli zaczęliśmy wychodzić na przedmieścia, przestając liczyć kolejne napotkane zakłady fryzjerskie. W tej części świata spełniają one wiele funkcji i podobnie jak klitki, w których za grosze...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta