Polskie Stocznie, czyli kto?
Najrozsądniejsze, co resort skarbu może zrobić, by uciąć spekulacje wokół sprzedaży majątku stoczni, to wyłożyć wszystkie karty na stół
Czym umilają sobie czas dziennikarze w oczekiwaniu na opóźniającą się z kwadransa na kwadrans konferencję prasową? Wiadomo: żartami i plotkami. W takiej oto atmosferze przed konferencją spółki Polskie Stocznie, na której minister skarbu miał pokazać światu prawdziwego kupca stoczniowych aktywów, ktoś rzucił znienacka, że a nuż za moment za stołem konferencyjnym zamiast wyczekiwanych Katarczyków pojawią się znajome twarze stoczniowych ekspertów z dawnych lat: Krzysztof Piotrowski, Andrzej Buczkowski, a może Janusz Szlanta?
Żarty żartami, ostatecznie minister zjawił się w towarzystwie widzianego już wcześniej Holendra Jana Ruurd de Jonge, reprezentanta spółki Stichting Particulier Fonds Greenrights, która przejmie majątek stoczni w Gdyni i Szczecinie. Niemniej po owej konferencji pozostał pewien... właśnie, co? Niepokój? Niedosyt?
Bo choć lada dzień powinna wpłynąć zapłata za stoczniowe aktywa, wiemy wciąż niewiele. Przeanalizujmy: w trakcie długiego majowego weekendu Agencja Rozwoju Przemysłu informuje, że chętnych na majątek zakładów jest 35. Nie ujawnia jednak, kim są, argumentując – pierwszy raz – że może to zaszkodzić transakcji, bo gdyby konkurenci poznali się nawzajem, mogliby nie zalicytować na tyle wysoko, by kwota uzyskana za majątek stoczni gwarantowała spłatę ich wierzycieli. Abstrahując od logiki tych tłumaczeń, dodajmy, że jeszcze rok temu,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta