Katyńska saga Władysława Ciekota
Lekarz wojskowy trafił do obozu w Kozielsku, bo nie chciał opuścić kolegów. Jego żona do 1979 r. wierzyła, że przeżył
Gdy pociąg kolei transsyberyjskiej zbliżał się do kolejnej stacji, Hanna wychodziła na korytarz. Przez okno uważnie przyglądała się ludziom na peronie. Może pojawi się mój Władzio – myślała. Tą nadzieją żyła podczas podróży przez Związek Radziecki, od Brześcia po granicę z Mongolią.
Był maj 1972 r. Do Ułan Bator zaprosił ją zięć. Przekonywał, by przyleciała samolotem. Ale uparła się na pociąg. – Na każdej stacji wypatrywała Władzia. Do końca wierzyła, że on tam gdzieś żyje i na którejś stacji wsiądzie do pociągu – wspomina Kazimierz Grad, siostrzeniec Władysława.
List z Kozielska
Kapitan, lekarz wojskowy Władysław Ciekot poszedł na wojnę 3 września 1939 r. Żona Hanna nie wierzyła w to, co w 1943 r. przeczytała w „Gońcu Krakowskim”. Niemcy opublikowali tam wtedy nazwiska osób, które Rosjanie rozstrzelali w Katyniu. Wśród nich nazwisko jej męża. Wmawiała sobie, że to niemiecka propaganda.
– Jak były kolejne fale repatriacji Polaków z ZSRR, Hanna wysyłała mojego ojca, by jechał na punkty repatriacyjne i sprawdzał listy, czy do kraju nie wraca Władzio – opowiada Grad.
Pod koniec lat 50. UB wezwało na przesłuchanie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta