Miliardy Kaczyńskiego
Nowy program PiS przypomina tygiel. Populistyczne deklaracje mieszają się w nim z całkiem słusznymi postulatami i niezłą diagnozą społeczną. Czy da się go wprowadzić w życie? Nie da się – ocenia publicysta „Rzeczpospolitej".
Po przeczytaniu całego programu PiS nasuwa się refleksja: festiwal skrajności. Z jednej strony, doskonałe postawienie wyzwań, przed jakimi stoi Polska, i dobre postulaty, takie jak np. wzmocnienie społeczeństwa obywatelskiego, prymat narodu nad państwem, zaufanie do obywateli, podmiotowa polityka zagraniczna i gospodarcza. Z drugiej, niedorzeczne pomysły: cofanie reformy wieku emerytalnego, wyższa stawka podatkowa dla „bogatych" czy powrót do finansowania zdrowia z budżetu.
PiS afirmuje wolność, deregulację i podmiotowość obywateli, by za chwilę przejść do centralizacji władzy, państwowych decyzji czy nadawania nowych uprawnień urzędnikom.
Słuszne spostrzeżenia
Ten aksjologiczno-postulatywny miszmasz utrzymuje się we wszystkich częściach programu. Choć PiS w swym programie kładzie nacisk na rodzinę, zdrowie i pracę, najgorzej jest właśnie w części poświęconej tym zagadnieniom. W rozdziałach „Naprawa państwa", „Gospodarka i rozwój", „Społeczeństwo" oraz „Polska i Europa w świecie" mamy sporo rozsądnych propozycji. Ale już w rozdziale „Rodzina" mnoży się od populistycznej i nieprzemyślanej narracji.
Partia Jarosława Kaczyńskiego nieźle definiuje problem, jakim dla naszego kraju jest demografia. „Spośród wszystkich wyzwań stojących przed Polską (...) najważniejszym jest uniknięcie zapaści cywilizacyjnej, spowodowanej wyludnieniem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta