Z Trumpem bez mesjanizmu
Odwiedziny prezydenta Donalda Trumpa w Warszawie, zanim zawita do Berlina czy Paryża, mogą rodzić pokusę, by budować na relacjach z Waszyngtonem przeciwwagę dla powrotu niemiecko-francuskiego duumwiratu, czy szerzej rozumianego twardego jądra UE. Tym silniejszą, że zachód Starego Kontynentu traktuje aktualnego włodarza Białego Domu z antypatią.
Teoretycznie rola lidera Nowej Europy podpartej mocą USA brzmi kusząco. W praktyce jednak to strategiczna ślepa uliczka. Jeśli na politycznych salonach zrodziłaby się taka myśl, czas, by równie szybko skonała. Skuteczna polityka zagraniczna musi bowiem być oparta na dwóch filarach – USA i Niemczech. Jeden to za mało, byśmy mogli czuć się bezpiecznie. Trump dziś jest, jutro go nie ma, dlatego ważniejsze od indywidualnych sympatii i antypatii są stałe interesy.
Gdzie szukać przyjaciół?
Sojuszników należy szukać blisko, a wrogów daleko – ta stara zasada dyplomacji nie zużyła się, przeciwnie, wydaje się aktualna dopóty, dopóki będą istniały państwa. Nie bez powodu....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta