O sierżancie pod żywopłotem i Bradleyu u Koniewa
Lądowanie w Normandii jawi się w powszechnej świadomości jako wielki fresk batalistyczny. Ten największy w historii wojen desant morski, który zadecydował o losach największej z dotychczasowych wojen, kojarzy się nam z legendą, z wielometrażowym filmem panoramicznym w technikolorze, z heroicznym marszem Longest Day. Dobrze jednak czasem podejść bliżej do największego nawet fresku i przyjrzeć się szczegółom.
Nie to, żeby wrażenie, jakie wywiera ów wielki fresk, było mylące. Tak było w istocie: oto pociski z potężnych pancerników rozrywają się na żelbetowych fortach Wału Atlantyckiego, z setek barek desantowych wskakują w fale tysiące żołnierzy, odwaga atakujących przez nieosłonięte plaże idzie w zawody z determinacją zaskoczonych obrońców. Strzały i detonacje mieszają się z rykiem lecących na niskim pułapie samolotów szturmowych.
Przyczółki powiększają się, coraz więcej Amerykanów i Brytyjczyków z coraz większą ilością broni i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta