Gwiazdy ekranu i... estrady na Potsdamer Platz
Berliński festiwal nie ma tak gwiezdnej oprawy jak impreza canneńska. Filmy, które Hollywood przygotowuje na lato, nie są jeszcze gotowe. A i wielkie sławy amerykańskie niechętnie opuszczają Los Angeles, by trafić w sam środek niemieckiej zimy
W tym roku gwiazd jest wyjątkowo mało. Ale są. Największe poruszenie wywołali podczas otwarcia Berlinale czterej starsi panowie. Przyjechali promować film Martina Scorsese „The Rolling Stones w blasku świateł” — zapis ich koncertu w Beacon Theatre w Nowym Jorku w 2006 roku.
Pod Berlinale Palast zebrał się tłum, błyskały flesze, zewsząd słychać było krzyki: „Mick! Keith! Charlie! Ronnie!”. Ci, którzy chcieli znaleźć się tuż przy barierkach, najbliżej czerwonego dywanu, zajmowali miejsca na wieczór już o ósmej rano. Stonesi w... czarnych garniturach wyglądali wręcz nobliwie. Tylko Jagger zamiast krawata włożył na szyję żółto-zieloną apaszkę, a Keith Richards owinął głowę czerwono-czarną chustą. To była jedyna ekstrawagancja, na jaką sobie pozwolili. Poza tym dawni buntownicy wydawali się grzeczni i — co nawet dość dziwne — niemal onieśmieleni atmosferą wielkiego festiwalu filmowego.
— Czujemy się szczęśliwi, że możemy otworzyć Berlinale, zwłaszcza że po raz pierwszy dostąpił takiego zaszczytu film dokumentalny — powtarzał Jagger przy każdej okazji. — Dziękujemy Dieterowi Kosslickowi, że nas tutaj zaprosił.
Ale tak naprawdę to Kosslick, dyrektor festiwalu, powinien...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta