Mój dom jest w Hiszpanii
Kino jest wielkim kłamstwem. W teatrze wiem, co gram. W kinie coś robię, a reżyser może to wyrzucić i wkleić ujęcie nieba albo zacząć następną scenę. Wtedy przestaję nad swoją rolą panować
Rz: Podobno spotkanie z Ethanem i Joelem Coenami było spełnieniem pana marzeń...
Javier Bardem: Tak. W 2000 r. pojechałem do Stanów, na festiwal filmowy w Georgii. Mój agent zakomunikował mi, że spróbuje załatwić dla mnie kontrakt w Ameryce. „Z kim najbardziej chciałbyś współpracować?” — spytał. „Z braćmi Coen” — odpowiedziałem bez namysłu, na co usłyszałem: „Poza zasięgiem. Proszę o następną sugestię”.
Coenowie rzeczywiście lubią pracować ze swoimi stałymi, zaprzyjaźnionymi aktorami. Jak więc pan, nowy, trafił do ich zespołu?
Oni często piszą scenariusze z myślą o swoich przyjaciołach. Ale tym razem mogli zaszaleć i poeksperymentować z obsadą, bo przenosili na ekran cudzą książkę. Jednego dnia odebrałem telefon z pytaniem, czy czytałem powieść Cormaca McCarthy’ego. I to był jeden z najwspanialszych dni w moim zawodowym życiu. Choć nie ukrywam, że początkowo ta rola mnie onieśmielała. Już na planie pytałem Coenów: „Co ja tu robię? Słabo mówię po angielsku, nie mam prawa jazdy i nienawidzę broni!”. Ale oni byli przekonani, że sobie poradzę.
Aktorzy lubią grać ludzi złamanych, niejednoznacznych, starają się nawet w czarnych charakterach doszukiwać cech pozytywnych, choćby jakiejś tęsknoty. Tymczasem pana bohater z „To nie jest kraj dla starych ludzi” przypomina monolit. Jest uosobieniem zła.
Założyłem sobie, że nie gram człowieka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta