Nieustająca uroda życia
Nie ma znaczenia, czy grana przeze mnie kobieta jest atrakcyjna, czy wprost przeciwnie. Może być stara, głucha czy ślepa, byle rola była interesująco napisana - rozmowa z Ewą Wiśniewską
Rz: Miłośnicy seriali medycznych twierdzą, że wszystko zaczęło się od „Szpitala na peryferiach”. A przecież wcześniej była „Doktor Ewa” z panią w roli tytułowej. Pani więc należy się tytuł prekursorki…
Ewa Wiśniewska: To prawda. Ktoś z widzów nawet wpadł na pomysł, by po latach powrócić do tej postaci. Tylko kim, jako dr Ewa, mogłabym dziś być?
Jeżeli nie ministrem zdrowia, to co najmniej zasłużonym dyrektorem jakiegoś ważnego szpitala. Zawsze, kiedy powtarzają „Doktor Ewę”, zastanawiam się, co tak piękna kobieta robiła w zapadłej dziurze. Tam przecież, jak pokazuje doświadczenie, z reguły trafiali życiowi nieudacznicy. Siłaczki, których wygląd nie przyciąga uwagi.
Myślę, że siłaczka nie musi być wcale pozbawiona kobiecości. Scenarzyści Wilhelmina Skulska i Jan Laskowski tak właśnie to wymyślili. Ewa miała okazję zostać w Warszawie, ale traktowała swój zawód jak posłannictwo i wiedziała, że w małym miasteczku jest bardziej potrzebna. A co do wyglądu, myślę, że akurat nie był tu najważniejszy.
A w zawodzie aktorskim uroda pomaga?
Jeśli nawet, to zawsze powinna być przy okazji, w żadnym wypadku nie może być podstawowym atutem. Żywot takiego aktora byłby bardzo krótki.
Czym kieruje się pani w wyborze ról?
To zawsze jest pewien rodzaj intuicji. Kiedy czytam scenariusz, czuję, że mam rentgen w oczach i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta