Koniec świata spin doktorów
Przeciętny Polak nie pojmuje niuansów traktatu ani mechanizmów z Joaniny. Natomiast muzyka z „Polskich dróg” czerpie z arsenału naszych wspólnych skojarzeń. Jest zrozumiała dla każdego – pisze specjalista od politycznego marketingu
Opowieść, którą zaserwował premier Donald Tusk w 3,5-godzinnym exposé, i kilkuminutowe orędzie prezydenta Lecha Kaczyńskiego były w jednym podobne. Czerpały z potrzeby odbiorców, aby opowiedzieć im prostymi słowami ciekawą historię. Zapowiedzieć cud, rozwój i opiekę. Albo bez gmatwaniny trudnych słów wyjaśnić, o co chodzi w traktacie lizbońskim. Kto przyjaciel, kto wróg i kto panuje nad sytuacją. To opowieści wygrywają dziś wybory, promują partie i ludzi.
Idee i wizerunki
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu – w świecie przedtelewizyjnym – najważniejsze były idee. I produkty. Nieważne jak opakowane, najważniejszy był ich smak. Masło smakowało jak masło, czekolada jak czekolada, a polityk mówił to, co myślał, na nic nie bacząc.Potem nadszedł kult brand image. Wizerunku pojmowanego w najprostszy sposób. Produkty straciły na jakości, zyskiwały na opakowaniu. Agencje reklamowe zaczęły dostarczać logo partiom, zaś styliści – nowe oprawki okularów przyszłym mężom stanu. Nie tyle potrzebne do czytania książek, co nadające inteligencki sznyt. Zaczął się czas spin doktorów. Na krótko.Epoka spin doktorów właśnie odchodzi w przeszłość. W marketingu politycznym zaczął się wiek opowieści. Wybory prezydenckie we Francji i parlamentarne w Hiszpanii wygrywali już nie spin doktorzy, ale story spinnersi zwani też mythmakerami – twórcy ciekawych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta