Gdzie pustynia spotyka się z oceanem
Hamed z uwagą zagląda w pysk wielbłąda. Po zębach może poznać, ile zwierzę ma lat i w jakiej jest kondycji. Ze sprzedawcą przekomarzają się już dobre pół godziny. Jeden wylicza zalety wielbłąda, drugi – wady. Zanim transakcja zostanie zrealizowana, musi paść mnóstwo słów i zostać wypitych wiele szklanek słodkiej herbaty.
W Goulimine, niepozornym miasteczku w północno-zachodniej Afryce, od tygodnia trwa mussem – święto połączone z największymi w regionie targami wielbłądów. Na placu przechadzają się setki zwierząt, a pomiędzy nimi odziani w turbany i długie galabije sprzedawcy, kupujący i ciekawscy. Większość z nich to Berberowie, rdzenna ludność północnej Afryki i Sahary. Głównymi aktorami tego spektaklu są jednak „niebiescy ludzie”. Tuaregowie, którzy przybyli tu wprost z pustyni. Określenie pochodzi od ich ubrań w kolorze indygo, które długo noszone barwią trwale skórę.
Hamed jest jednym z nich. Przywędrował aż z Mauretanii. Zaczepił mnie, widząc w moim ręku polski przewodnik. Kilka lat temu studiował farmację w Warszawie. Teraz, krążąc między Marokiem, Saharą Zachodnią a Mauretanią, handluje, czym się da.
Targuje się zażarcie, bo w grę wchodzą spore pieniądze. Ceny wielbłądów mogą wynosić od 200 do ponad 2000 dolarów. Zależą od przeznaczenia zwierząt. Te do hodowli są droższe, na ubój – tańsze. Gdy dobija targu, obie strony zasiadają na dywanach i poklepując się po plecach, piją herbatę miętową, chwaląc nawzajem swoje zdolności handlowe.
Z dala od cywilizacji
Goulimine to brama Sahary Zachodniej, kraju sąsiadującego od północy z Marokiem. Granica między Saharą Zachodnią a Marokiem właściwie nie istnieje. Sahara od kilkudziesięciu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta