Śpiew to zdrowie
Z Krzysztofem Krawczykiem rozmawia Jacek Cieślak
RZ Ma pan tremę przed jubileuszem 45-lecia w Sopocie?
Odpowiem anegdotą o Mieczysławie Foggu. W podobnej sytuacji zwierzył mi się: „Wiesz, mam jubileuszowy koncert, podczas którego będą wyświetlać z projektora historię mojego życia, filmy ze mną na powstańczych barykadach itd. Poszedłem do kościoła pomodlić się. Wiesz, o co? Nie o to, bym czysto zaśpiewał albo nie zapomniał tekstu. To już mi się nie zdarza. Modliłem się, żeby projektor się nie zaciął!”. To była modlitwa profesjonalisty.
Jakie dawał panu rady?
Kiedy dopytywałem o sposób na długie śpiewanie, podyktował mi telefon do swojego laryngologa. Lekarz radził mu, żeby śpiewał co najmniej pięć koncertów na miesiąc, bo inaczej umrze. To dla wokalistów najlepsza recepta na długie życie, bo w czasie koncertu oczyszcza się organizm, wyzwalają endorfiny, adrenalina. Mieczysław Fogg umarł, gdy przestał śpiewać. Wziąłem sobie tę lekcję do serca.
Pamięta pan pierwszy występ?
To był czas, kiedy wszyscy młodzi udawali, że śpiewają po angielsku. Nazywało się to „swidju-midżiu”. Zapisywaliśmy fonetycznie piosenki Presleya i Beatlesów. Wtedy Maciej Konopiński, syn świetnego łódzkiego poety drukującego w piśmie „Karuzela”, napisał mi twista pod tytułem „O jejejejejejejeje, boli mnie ząb!”. Śpiewałem go, trzymając się za twarz. Słuchaczy pewnie bolały zęby.
A co pan robił...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta