Pod żaglami na wyspy pokoju
Archipelag alandzki tworzy 6,5 tysiąca wysp. Żeglowanie między nimi przypomina bardziej pływanie po jeziorach niż po morzu
Kwadrans jazdy pociągiem z centrum Sztokholmu i zapominamy, że przed chwilą byliśmy w wielkim mieście. W malowniczej zatoczce jest nasza marina, a w niej wyczarterowany jacht, który na tydzień ma się stać naszym domem. Jachcik to 14-metrowy Dufour 455, całkiem luksusowy (dwie łazienki z ciepłą wodą), żagle zwijające się praktycznie automatycznie, autopilot… Po rejsach na polskich jednostkach nie oczekiwałam aż takich udogodnień, ale skoro już są, szybko się do nich przyzwyczajam.
Naszym celem są Alandy – wyspy oddalone od Sztokholmu w linii prostej o ok. 70 mil (130 km). Niestety mamy dość silny przeciwny wiatr, tak więc dojście do nich zajmuje nam prawie dobę. Pierwszy odcinek, przez szwedzkie szkiery, wymaga szczególnej czujności. Co chwila wyrastają tyczki oznaczające niebezpieczeństwo (płycizny i kamienie), do tego dochodzi omijanie akwenów zamkniętych, uważanie na promy i statki wycieczkowe. Na szczęście nawigację upraszczają GPS i laptop z mapami elektronicznymi. Tradycyjne mapy papierowe też na wszelki wypadek mamy, ale przesuwający się na ekranie punkcik wskazujący naszą pozycję znacznie przyśpiesza podejmowanie decyzji, którędy płynąć.
Ponad 15 tysięcy mil od Hornu
Kiedy obejmuję wachtę, jesteśmy już na otwartym morzu. Zmrok zapada dopiero około 23 – to już prawie początek białych nocy, o trzeciej znów będzie jasno. Jacht skacze na falach, ogromny księżyc...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta