Droga do Jarocina zaczynała się w piwnicy
Dla młodych zespołów w PRL sala prób to był skarb. Jeśli udało się ją zdobyć, było gdzie ćwiczyć przed festiwalem w Jarocinie. Teraz zespoły nie są już młode, ale sentyment do „kanciap” pozostał
Początek lat 80. Do Polski docierają z Zachodu pierwsze echa punk rocka i Nowej Fali. Zafascynowani takimi kapelami jak Sex Pistols, The Clash czy Joy Division młodzi ludzie wpinają agrafki w skórzane kurtki i zakładają własne zespoły. Brakuje instrumentów, umiejętności, no i oczywiście sal prób. Nadrabiają to determinacją i bezczelnością.
– To była sytuacja tak odrębna od dzisiejszej, tak inna, że nie da się tego wytłumaczyć – wspomina Robert Brylewski, żywa legenda warszawskiej sceny alternatywnej.
Popularne „kanciapy” (do dziś tak nazywa się sale prób) były miejscami, gdzie nie tylko się grało, ćwiczyło czy komponowało. Tam się spotykało, piło i planowało „trasy koncertowe”. Tu pękło serce niejednej nastoletniej fanki.
Szwedki, sztany, glany
– Dziś już mało kto pamięta, czym były domy kultury i jaką rolę wtedy pełniły – opowiada Brylewski. – Trzeba było wiedzieć, jak tam można się wkręcić, jakie wzmacniacze załatwić. Nikt już nie pamięta, co to są enerdowskie kable typu dim i jak to się zamienia na jacki – bo i kogo to dziś obchodzi. Poza tym były szwedki, sztany, glany (kurtki z charakterystycznymi kołnierzami, spodnie, ciężkie skórzane buty – przyp. red.). Zupełnie inny świat. Nie ma porównania do dzisiejszego życia, do dzisiejszej muzyki. Cały kontekst był inny.
Drogi ówczesnych kapel wyglądały bardzo podobnie. Większość...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta