Polska gra w biedakampanię 2009
Liderzy list, zamiast kupować emisję spotów w TV, chodzą po domach, sami rozdają ulotki, a dziury w budżecie łatają pieniędzmi przeznaczonymi dla... innych kandydatów. Gdy wygrają, powiedzą, że byli najlepsi. Gdy przegrają, winę będą mogli zrzucić na biedę
W czasach kryzysu ulubionym tematem rozmów są pieniądze, a uniwersalną wymówką brak gotówki wywołany trudnymi czasami. Nic dziwnego, że główną rzeczą, na którą narzekają sztaby kandydatów do Parlamentu Europejskiego, są limity wydatków.
– Pieniędzy brakuje na wszystko: billboardy, plakaty, ogłoszenia w gazetach. Oszczędzamy, na czym się da, by przyznany nam limit 260 tys. zł wystarczył do końca kampanii – nie ukrywa Piotr Sawicki, szef sztabu regionalnego PO na Lubelszczyźnie.
Kto nie ma szansy na wyborczy sukces, może zostać „słupem” silniejszego kandydata
Na kampanię wyborczą do europarlamentu partie mogą wydać maksymalnie 10,3 mln zł. – Większość pieniędzy zostaje w Warszawie. Do pozostałych okręgów trafia ok. 30 procent tej sumy – mówi lider jednej z list PiS. – To ochłapy, którymi trudno się podzielić, a co dopiero robić kampanię z rozmachem.
– W regionach kandydaci są zdani na własną inicjatywę i pieniądze – wtóruje mu szef sztabu wyborczego PiS na Śląsku Piotr Pietrasz.
Jerzy Markowski, „jedynka” SLD na Śląsku, wiceminister górnictwa w rządzie Leszka Millera, ocenia, że na kampanię wydał ok....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta