Obłęd w oczach
Po ośmiu latach przerwy Mel Gibson wrócił do aktorstwa. Chce odzyskać reputację zniszczoną przez serię obyczajowych skandali
Od 16 kwietnia w polskich kinach będzie można oglądać „Furię” – czarny kryminał, w którym zagrał bostońskiego policjanta Thomasa Cravena. Doświadczony gliniarz poszukuje zabójców córki, a przy okazji odkrywa brudne interesy łączące lokalnych biznesmenów i polityków z rządowym Departamentem Obrony.
– Gibson przypomina gwiazdorów starego Hollywood: Roberta Mitchuma, Lee Marvina, Williama Holdena – mówił reżyser Martin Campbell przed styczniową premierą filmu w Stanach. „Furię” nakręcił na podstawie miniserialu, który zrealizował dla BBC w 1985 roku. – Jest męski i dysponuje siłą, której brakuje współczesnym aktorom. No, może poza Russelem Crowe’em, ale on jest do tej roli za młody. Eastwood skończył już z aktorstwem. A Harrison Ford, choć imponuje charyzmą, nie budzi grozy.
Tymczasem 54-letni Gibson zbudował karierę, grając twardzieli, którym obłęd czaił się w oczach. Detektyw Thomas Craven to pełen gniewu mściciel kierujący się poczuciem sprawiedliwości. Tak jak wcześniej szalony Max Rockatansky z „Mad Maksa”, niezrównoważony Martin Riggs z „Zabójczej broni” i William Wallace z „Braveheart – Waleczne Serce”.
Dzięki takim rolom osiągnął pozycję gwiazdy. Jednak występ w „Furii” różni się od poprzednich. Nie służy potwierdzeniu zdobytego statusu, ale odzyskaniu utraconego zaufania widzów i poczucia własnej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta