Mam skórę nosorożca
Z Janem Englertem rozmawia Jacek Cieślak
Rz: Czy Teatr Telewizji jeszcze istnieje?
Jan Englert: Został zmarginalizowany. Doprowadzono do tego, że nie ma znaczenia. Gdzie indziej przebiega linia teatralnego frontu. Ubolewam nad tym. A posługiwanie się dawną nazwą uważam za nadużycie. Pod starym szyldem pokazywane są bowiem widowiska telewizyjne oparte na scenariuszach filmowych albo dokumentalnych. Poniedziałkowy teatr, jaki ceniłem, posługiwał się samodzielną formą, miał własny styl, czerpał z literatury dramatycznej, w której najistotniejsze jest dotykanie tego, co w nas transcendentalne. Dlatego mniej mnie interesuje epatowanie ciałem i fizjologią. Nie jestem też zwolennikiem teatru interwencyjnego mówiącego w doraźny sposób o polityce czy aktualnych uwarunkowaniach społeczno-obyczajowych.
Przypomina się pana kwestia o teatrze tworzonym między zlewozmywakiem i śmietnikiem.
Mniejsza o topografię. Wszędzie można mówić o duszy, jednak niektórzy wolą żreć albo wydalać.
A gdzie przebiega linia teatralnego frontu, o której pan wspomniał?
Na naszych oczach odbywa się próba stworzenia nowego kanonu estetycznego. Przez różne osoby, z różnych perspektyw. Poczynając od ekstremalnych, a na kanonach olimpijskich, poetyckich, kończąc. Nie oceniam. Mówię o tym, co widzę. Jest też próba ponownego wyznaczenia granicy między profanum a sacrum, z tak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta