To była moja decyzja
O kulisach pracy w narodowym przewoźniku lotniczym i powodach rezygnacji z kierowania firmą opowiada były już prezes LOT
Rz: Decyzję o podaniu się do dymisji zapowiedział pan wcześniej. Czy wierzył pan, że stanie się „coś”, co pana powstrzyma?
Sebastian Mikosz: Patrzę na to inaczej, z perspektywy, co się udało, a co nie. LOT udało się przebudzić, wskrzesić do walki, chociaż do finału daleko. Myślę, że razem z zarządem wykonałem pierwszy odcinek tej pracy. Potem musiałem sobie zadać pytanie, czy w obecnych warunkach jestem w stanie wykonać kolejny odcinek. Odpowiedź brzmiała: nie.
Ostatnią kroplą, która zdecydowała o pana dymisji, było odwołanie wiceprezesa ds. finansowych Andrzeja Oślizły?
Nie chcę o tym mówić. Jestem menedżerem do wynajęcia i powierzono mi konkretne zadanie. Przez półtora roku wykonywałem je tak, jak potrafiłem najlepiej. Nie mam się czego wstydzić. Potem oceniłem sytuację i doszedłem do wniosku, że nie jestem w stanie spełnić oczekiwań właściciela. Miałem inną wizję dotyczącą tempa, możliwości, zespołu, całej firmy.
A właściciel, czyli resort skarbu, próbował pana zatrzymać?
Decyzja była moja, biznesowa, przemyślana, trudna i ostateczna. Stwierdziłem, że tak jest lepiej i dla mnie, i dla spółki. Uważam, że bardzo dużo się udało zrobić w LOT dzięki wsparciu właściciela. Powiedzmy więc tak: to, co mogłem, zrobiłem. Taka jest rola wynajętego menedżera.
Kiedy pan zrezygnował, piloci zdjęli kamizelki protestacyjne, ale z kolei...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta