Okiem Indyka, czyli humanistyka polska w percepcji amerykańskiej
W barze stoi, pijąc drinka, Indyk. Z drugiej strony kontuaru barman mówi do, również pijącego whisky, bywalca: „Miał kiedyś ambicję zostać Narodowym Ptakiem, ale nic z tego nie wyszło”.
Skazany jestem na to, żeby być Indykiem. Kimś innym, niż chciałem być. Nie zostałem więc socjologiem ani filozofem. Ani też etnografem. Jestem Indykiem. A Indyk, zanim podadzą go w Święto Dziękczynienia na stół, musiał być wszystkim. Musiał po trochu być socjologiem. Z natury rzeczy filozofem. Przez doświadczenie etnografem. Nade wszystko pozostaje jednak Indykiem.
Wśród tysięcy Indyków wyróżniam się pochodzeniem. Na nodze mam – choć na pierwszy rzut oka niewidoczną – obrączkę z podpisami Chopina, Kościuszki, nieco zamazanego Kopernika. Oj, wyliczyłem za wielu. Już więcej osób słyszało o „Solidarności”.
Indyk zdał sobie sprawę, że jeśli cokolwiek powstaje w umyśle rozmówcy, to jego własna osoba i to co reprezentuje sam sobą, bowiem Indyk pochodzący z mego kraju inaczej chodzi, inaczej pochyla się nad talerzem. Inaczej mówi prawdę. Inaczej nieprawdę.
Umysł indyczy jest anarchiczny i pełen sprzeczności. Też pełen dumy, choć ta akurat nie jest towarem się sprzedającym. Dla indyczego intelektualisty sprawa jest od samego początku przegrana. Pamiętam, jak w Paryżu wiosną 1980 roku Czesław Miłosz z troską – indyczą rzecz jasna – w głosie przestrzegał: „A co też będzie pan robił w Ameryce? Ameryka to nie miejsce dla intelektualisty”.
Dwa lata później, kiedy rozpocząłem zajęcia w Defence Language Institute w Monterey i staliśmy się w Kalifornii sąsiadami –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta