Oko za oko, dziecko do podziału
Nadal się rozwodzimy burzliwie: trzaskając drzwiami, kłócąc się, pisząc donosy, porywając dzieci. Ale socjologowie już zauważają: im więcej rozstań, tym mniej emocji. Powoli problem oswajamy.
Powodów, dla których dwoje ludzi niemogących bez siebie żyć zamienia się w osoby, które nie mogą żyć ze sobą, jest wiele. Alkoholizm, zdrada, znudzenie, niedostosowanie, kłótnie, upokarzanie, bicie, znęcanie, brak zrozumienia. Do długiej litanii przyczyn dołączył ostatnio emigracyjny wyjazd. I choć statystycznie liczba rozwodów w 2007 r. spadła o 7 tys., socjologowie nie pozwalają się cieszyć – mniej więcej cztery lata temu liczba rozwodów gwałtownie wzrosła i utrzymuje się na wysokim poziomie. Obecny niewielki spadek może być spowodowany tym, że w wiek najbardziej narażony na pokusy zerwania małżeńskich więzów (najpierw okolice trzydziestki, a potem pięćdziesiątki) zaczął już wchodzić niż demograficzny.
Gdy decyzja o rozstaniu zapada, pozostaje kwestia stylu. On też się zmienia. Socjologowie zauważają, że wraz z upowszechnieniem się rozwodów opadają towarzyszące im emocje. – Patriarchalna kultura chłopska, która kobietę czyniła odpowiedzialną za trwałość małżeństwa za wszelką cenę, ustępuje pod naciskiem feminizmu. Dziś już z rozwodem nie wiąże się poczucie wykluczenia i wstydu. Odnoszę wrażenie, że zmniejszyła się też gwałtowność i chęć obwiniania drugiej strony za wszystkie nieszczęścia w związku – mówi prof. Hanna Palska, socjolog z Collegium Civitas.
Swoisty savoir-vivre pożegnalnych zachowań wykuwa się też na forach internetowych. Każdego dnia na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta