Tulipan i narcyz
Beenhakker – rycerz bez wad, nigdy nie istniał. Wymyśliliśmy go. Jest, jaki był, my też. Tylko wyniki się zmieniły
Brzydko się trzy lata temu witaliśmy i brzydko się teraz żegnamy. Zatoczyliśmy koło: od tragikomicznego przesłuchiwania trenerów kadry przez Sejmową Komisję Sportu, po dzisiejsze migawki z kuluarów na Wiejskiej, gdzie każdy ma na temat Holendra coś do powiedzenia.
Wtedy Beenhakker sobie na takie traktowanie nie zasłużył: na szczucie po pierwszych porażkach nawet inspekcją pracy, na oskarżenia o nieczyste intencje, o podpisywanie podwójnych umów. Wszystko to spotkało go tylko dlatego, że był trenerem z zagranicy. Ale teraz nie może mieć żalu o przedwczesne zwolnienie.
Bez entuzjazmu
O styl tak, o to, że znów każda bramka dla rywali cieszyła jego wrogów na trybunach, a prezesowi zabrakło odwagi, by powiedzieć mu o dymisji wprost. Ale na samo zwolnienie solidnie zapracował. W ostatnich miesiącach za rzadko wygrywał, a ciągle tak samo chętnie pouczał.
Uparł się, że pogodzi doradzanie w Feyenoordzie z pracą w reprezentacji, ale nie pogodził. Nie dlatego, że zabrakło mu czasu. Z tym nigdy nie miał problemu, znalazł nawet przed ostatnimi meczami eliminacyjnymi chwilę, żeby wyskoczyć na golfa do Marbelli. Zabrakło entuzjazmu, radości z tej pracy.
Mówił niedawno, że Holandia przestała być jego Holandią, za dużo tam imigranckich wpływów. Ale niedługo później to Polska przestała być jego Polską. Kiedyś można go tu było spotkać...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta