Warszawiak w Chinach, czyli różne tony Wschodu
Henhao znaczy „bardzo dobrze”. Pod taką nazwą, z obowiązkowym smokiem w logo, Piotr Czerwiński otworzy 1 października w Warszawie Akademię Języka Chińskiego. – Wiem, czego Polak może nie wiedzieć. I gdzie natrafi na językowy lub obyczajowy „mur” – mówi.
Bo rui (czyt. Bo rłej) – tak nazwała go nauczycielka w Chinach – jest Polakiem. Fascynację Państwem Środka odkrył jako dorosły człowiek. Miał 28 lat, kiedy rzucił pracę w Ministerstwie Infrastruktury i na rok wyjechał do Chin. Tam się ożenił... z dziewczyną z Warszawy. Ślub brali w ambasadzie RP w Pekinie. Teraz czekają na podwójne narodziny. Córeczki i akademii.
Wyprawa na Wschód
Bo lan znaczy „Polska” a „rui” to „dalekowzroczny”. – Mam nadzieję, że lektorka uznała, iż jestem mądry i potrafię perspektywicznie myśleć, a nie tylko zauważyła okulary – uśmiecha się Czerwiński. Dalekowzrocznie i bardzo trzeźwo podchodzi do swojej pasji. Szkoła języka chińskiego w Warszawie? To nie fanaberia. A wymóg czasów.
Kiedy pięć lat temu, jeszcze jako student politologii UW, pojechał ze znajomymi do Chin – ot tak, by pozwiedzać – nic nie wskazywało, że ta wyprawa zmieni jego życie. – Po powrocie wiedziałem, że chcę tam wrócić. Chiny to współczesny nowy świat – mówi.
W Warszawie zaczął się uczyć chińskiego. Osiągał niezłe efekty, ale nie miał gdzie szlifować języka. Postanowił więc wyjechać do Chin na roczny kurs....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta