Trasa W-Z: chyba jej nie znamy
Dobiega końca wielki remont Trasy W-Z, arterii komunikacyjnej, bez której nie wyobrażamy sobie funkcjonowania miasta. Tymczasem niewiele brakowało, żeby w ogóle jej nie było.
Wyobraźmy sobie, że wjeżdżamy do stolicy od strony Białegostoku. Jedziemy na most Śląsko-Dąbrowski, ale ulica Radzymińska skręca pod wiaduktem kolejowym, a ku Wiśle nie biegnie żadna inna! Opłotkami dojeżdżamy do mostu, a potem podjazdem na plac Zamkowy i... koniec trasy; znów nie ma drogi na wprost. Kolejny raz opłotkami, przez Bielańską, wjeżdżamy w aleję Solidarności. Ta zaś przechodzi w Górczewską i kieruje nas w stronę Kampinosu. Pytanie – dlaczego nie trafiliśmy na Wolską prowadzącą ku Poznaniowi? Ano dlatego, że w omawianym tu układzie komunikacyjnym z mostu Śląsko-Dąbrowskiego do Wolskiej nie sposób dojechać.
To nie żadna fantazja, a opis sieci ulicznej, jaką posiadała Warszawa do końca 1944 roku. Kiedy postanowiono ją odbudować po wojennych zniszczeniach, nie bardzo wiedziano, co zrobić z mostem Kierbedzia i łączącym go ze Starym Miastem Nowym Zjazdem.
Dwie koncepcje
Ten Zjazd zwano niegdyś wiaduktem Pancera. Była to konstrukcja, na którą w połowie XIX wieku poszły cztery miliony cegieł. Jej odbudowa wraz ze wspomnianym tu mostem miała kosztować ćwierć miliarda złotych i zająć półtora roku. Jak w latach 50. podawały różne opracowania, był to...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta