Czekając na taksówkę
Na początku XX wieku „okropnego chabeta”, czyli konia dorożkarskiego, zastąpiły taksówki. Pojawiały się i znikały wraz ze wstrząsami dziejowymi; raz czekały na nas, kiedy indziej my na nie. Ciągle też zmieniano kolory ich karoserii, jakby miało to uzdrowić sytuację.
Jeździliśmy w brudnych taratajkach, zaprzężonych w okropnego chabeta” – narzekał „Kurier Warszawski” w 1909 roku, zapowiadając zarazem początek epoki silnika. A rzecz była niebagatelna, gdyż jazda dorożką nie była jakąś specjalną uciechą. Przede wszystkim „silnik” śmierdział, sikał podczas jazdy, a czasami rżnął też na bruk, gdy zawiał wiatr... Tak więc nadzieja na czysty transport była niemała.
Ale nowoczesność walczyła z konserwą. W takim Londynie, gdzie każdego dnia zbierano z ulic dziesiątki ton odchodów, uznano, że motoryzacja pozwoli oczyścić powietrze. Jednak całą Europę obiegła zapowiedź markiza Queensberry, który zaopatrzył się w rewolwer i zapowiedział, że jak przed jego londyńskim pałacem przejadą „siusiające benzyną potwory”, będzie strzelał. W Warszawie, na szczęście, nie chciano strzelać; automobile wygrały. A wkrótce po pierwszych maszynach pojawiły się pojazdy zarobkowe, czyli taksówki.
Za 40 kopiejek
Reporter „Kurwara” relacjonował we wspomnianym 1909 roku – „Dowiadujemy się, że pp. Konopnicki i Cybulski założyli spółkę mającą na celu zaprowadzenie w Warszawie samochodowych karetek-dorożek”. Zamierzano sprowadzić je z brytyjskiej firmy Lotia Works, Starmay Motors Coventry. Ich „motor posiada siłę 16 koni angielskich” – donosiła gazeta. Do miasta miał przyjechać dyrektor tej firmy, by zbadać stołeczne bruki i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta