Jeszcze Unia nie zginęła, ale...
Kiedy Wspólnocie Europejskiej wiedzie się gorzej, brakuje chętnych, aby się do niej przyznać, z wyjątkiem brukselskich eurokratów. Unijne kryzysy nie mają ojców, tylko ofiary – piszą publicyści.
Znajdujemy się w krytycznym położeniu" – oświadczyła kanclerz Niemiec Angela Merkel przed otwarciem szczytu w Bratysławie. „Nasza Unia Europejska znajduje się, przynajmniej częściowo, w egzystencjalnym kryzysie" – uprzedził ją kilka dni przed spotkaniem podczas wystąpienia w Strasburgu przed Parlamentem Europejskim przewodniczący Komisji Jean-Claude Juncker. „Unia traktowana jest dziś często jako zło konieczne, a nie wspólne dobro" – dorzucił swoje w zaproszeniu na bratysławskie spotkanie przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk.
Stłuczone szkło
Cóż, lepiej późno niż wcale. Frazy te wypowiadają akurat ci politycy, od których moglibyśmy – i powinniśmy – oczekiwać, że po latach współkreowania substancji UE będą mieli nam do zakomunikowania, że jesteśmy na dobrej drodze.
Tymczasem członkowie Wspólnoty raczej rozchodzą się na niej, niż schodzą. Nie tylko z własnej woli. To odwracanie się od siebie jest w dużej mierze konsekwencją brukselskiej omnipotencji, która w obliczu kryzysów drepcze w miejscu, a także, jeżeli nie przede wszystkim, braku rzetelnej i szczerej debaty nad tożsamością Wspólnoty, jej horyzontalnym celem i regułami dalszej integracji. A także nad tym, do kogo Unia właściwie należy i kto jest jej gospodarzem. Dopóki bowiem wszystko idzie w miarę dobrze, Unia należy do wszystkich, choć...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta