Od śmiechu do rozpaczy
Rozmowa z Maciejem Stuhrem. Za rolę w filmie „33 sceny z życia” dostał wczoraj prestiżowe wyróżnienie dla młodych aktorów – Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego. Opowiada „Rz” o swoim stosunku do zawodu, debiucie i planach na przyszłość
Rz: Czy nagroda, której laureatami byli m.in. Janda, Olbrychski, Kondrat czy Opania, jest dla pana ważna?
Maciej Stuhr: Wielką wartość ma dla mnie właśnie to, że Nagroda im. Cybulskiego wpisuje mnie we wspaniałą tradycję polskiego aktorstwa. Jej patron jest legendą. Chowałem się na jego rolach w „Popiele i diamencie” czy „Salcie”. Ale kiedy o nim myślę, rysuje mi się przed oczami coś więcej: jego sylwetka, przydymione okulary, głęboki smutek ukryty w uśmiechu, wewnętrzny niepokój, niepogodzenie ze światem. To, co sprawia, że stał się symbolem polskiego losu. Aktorzy rzadko mogą zaistnieć w kulturze jak on. A większość laureatów tej nagrody tworzy tak znakomite grono, że zaszczytem jest znaleźć się wśród nich.
Tylko że ci artyści na ogół kształtowali się w czasie, gdy polskie kino dawało im więcej szans rozwoju.
Każde czasy są inne i trzeba umieć się w nich odnaleźć. Ale to oczywiście jest problem. Dziś nie ma zbyt wielu błyskotliwych aktorskich debiutów. Może dlatego, że w rodzimych filmach brakuje pełnokrwistych, interesujących młodych bohaterów. Na scenie też nie jest dużo lepiej. Jako chłopiec chodziłem do Teatru Starego, gdzie w garderobie obok mojego ojca...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta