Toaletowy przemycany w bagażniku
Ryszard Rynkowski opowiada Jackowi Cieślakowi o dramatycznych wydarzeniach grudnia 1970 r. w Elblągu i kulisach peerelowskiego show-biznesu
Zbliża się 20. rocznica czerwcowych wyborów. Poczuł się pan wtedy wolny?
Dla mnie przełomem stał się Sierpień ’80. To było moje największe, porywające historyczne doświadczenie. Stanęła cała Polska, naród się zintegrował. Wcześniej protestowali studenci, potem robotnicy. I osobno przegrywali. W roku 1980 zaprotestowali wszyscy. To wtedy wygraliśmy.
Jaka była pana pierwsza przykra lekcja PRL?
Marzec 1968 r. Mieszkałem w Elblągu, ale brat mojego serdecznego kolegi studiował na Uniwersytecie Warszawskim. Dużo nam opowiadał o tym, jak władza ludowa szanuje inteligencję. O ormowcach, którzy przyjechali na Krakowskie Przedmieście w nieoznakowanych autobusach, w cywilnych ubraniach – wyjęli pały zza pazuchy i bili studentów. O ścieżkach zdrowia. Później, w grudniu 1970 r., zobaczyłem to na własne oczy.
W Gdańsku?
Byłem pracownikiem Zakładów Mechanicznych Zamech w Elblągu, pracowałem na odlewni. U nas strajk trwał do lutego 1971 r. Dopiero wtedy zdjęto strajkowe flagi z kominów. Przyjeżdżał minister przemysłu ciężkiego Włodzimierz Lejczak. Próbował gasić protesty. Wszystko zaczęło się od strzałów do robotników w Trójmieście. Potem zginął niewinny człowiek w Elblągu. Wychodził z baru mlecznego. Nie brał udziału w żadnej demonstracji. Kula trafiła go rykoszetem. Jechała milicyjna suka i poszła seria. Może broń...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta