Mnie też nazywano postkomunistą
Kaczyński może liczyć na wszystkich, którzy po SLD i Napieralskim spodziewali się obrony praw pracowniczych, ochrony ludzi biednych, zepchniętych na ekonomiczny i polityczny margines – twierdzi legenda „Solidarności” Andrzej Gwiazda w rozmowie z Matyldą Młocką
Rz: Od poniedziałku lider PiS Jarosław Kaczyński zmienia język wobec Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W Szczecinie obiecał, że nie użyje więcej słowa „postkomuniści”, a będzie mówił „lewica”. W Radomiu ogłosił, że Józefa Oleksego będzie odtąd nazywał „polityk lewicowy średnio-starszego pokolenia”. Czy, jak żartują niektórzy, w Polsce skończył się postkomunizm?
SLD jest partią postkomunistyczną niezależnie od tego, czy się ją tak nazywa. Nie jest to formacja jednolita. Składa się z części aparatu komunistycznego, wielkich biznesmenów i właścicieli latyfundiów. Także homoseksualiści mają nadzieję, że będą przez tę partię promowani. Nie wiemy jednak, czy te 13 procent głosów, które dostał Grzegorz Napieralski, to są właśnie głosy postkomunistów. Uważam, że większa część głosów została oddana przez Polaków widzących potrzebę obrony biednych i poszkodowanych. 85 procent społeczeństwa żyje przecież na granicy minimum socjalnego. A co do Józefa Oleksego, to z tej postkomunistycznej ekipy nie jest on jeszcze najgorszy. Zamiast się czepiać słów i takich czy innych określeń, warto spojrzeć...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta