Pokonać lody północy
Kiedy płyniesz trzy miesiące na małym jachcie, wśród lodu i zimnej mgły, największą rozrywką jest upieczenie chleba w piekarniku
Morze Baffina, skute lodem cieśniny między arktycznymi wysepkami północnej Kanady, i dalej dookoła Alaski przez Morze Beauforta, Czukockie do Cieśniny Beringa. Tak wygląda trasa Przejścia Północno-Zachodniego uważanego za jeden z najtrudniejszych żeglarskich szlaków. We wrześniu do grona nielicznych jednostek, którym udało się je pokonać, dołączył bydgoski jacht „Solanus”.
Dystans, jaki nasza pięcioosobowa załoga miała pokonać od Grenlandii po Alaskę, wynosił ponad 4 tysiące mil (ok. 7,5 tys. km). Na podbiegunowych wodach trudno założyć jakąś średnią prędkość – zdarzyło się, że w ciągu doby przepłynęliśmy 130 mil, ale były dni, podczas których, ze względu na przeciwny wiatr i fale, właściwie staliśmy w miejscu. Ile będzie trwał rejs, nie sposób więc było przewidzieć. Żegnając się z rodziną, mówiłam, że powinnam wrócić po trzech miesiącach, i tyle rzeczywiście nam to zajęło. Braliśmy jednak pod uwagę ryzyko utknięcia w lodach i konieczność zimowania gdzieś po drodze.
W tego typu rejsy wypływają albo szaleńcy, albo ci, którzy są Arktyką zafascynowani, choć najczęściej jedno splata się z drugim. Trudno, żeby było inaczej, skoro ktoś decyduje się na podróżowanie w podbiegunowym zimnie, mgłach, na małym, 14-metrowym jachcie bez wygód, z kontaktem ze światem ograniczonym do zawodnego telefonu satelitarnego.
Z małej góry...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta