Sąsiadując z Asyrią
W oczach Rosjan obraz świata został zdominowany przez kult armii i wojny. W tym przypadku analogie ze starożytnym, najbardziej zmilitaryzowanym w dziejach, imperium są pouczające – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".
Nie wiem, czy Władimir Putin uczył się kiedyś o Tukulti-Ninutrze, Tiglat-Pileserze czy Sargonie, wielkich władcach Asyrii, u stóp których leżała starożytna Mezopotamia, Azja Mniejsza, a przez krótki czas nawet Egipt, panach bodaj najbardziej zmilitaryzowanego imperium w dziejach. Jeśli nie, to może któryś z jego nieźle wykształconych doradców mógłby mu przygotować interesującą ściągę. Analogie do Związku Sowieckiego i Rosji budowanej dzisiaj przez pana na Kremlu byłyby co najmniej pouczające.
Prymitywni i biedni
Asyria, która przez wiele wieków trzęsła Mezopotamią, środkiem ówczesnego świata, była odmienna zarówno od swoich poprzedników, jak i następców. A także od hetyckich, babilońskich czy egipskich sąsiadów. Asyryjczycy stworzyli stosunkowo ubogie, ale niezwykle zmilitaryzowane państwo, które mentalnie najbardziej przypominało znaną nam lepiej Spartę, choć ta nikogo nie podbijała i żadnego imperium nie stworzyła.
Asyryjczycy, wkraczając na scenę historii, byli wręcz prymitywni i biedni. Nawet ich królowie mieszkali w namiotach. Pokonali jednak wszystkich w sąsiedztwie dzięki niezwykle sprawnej strukturze wojskowej. Ich rydwany bojowe roznosiły w pył silniejszych wrogów, respekt przed nimi czuła nawet potęga wiecznego Egiptu.
Mieszkańcy Asyrii żyli dla wojny i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta