Tym razem Madryt przegrał z Barceloną
Niedzielne referendum w sprawie niepodległości Katalonii jest sprzeczne z demokratyczną konstytucją Hiszpanii, ale to secesjoniści wyszli w oczach świata z tej próby jako obrońcy prawa do wolności wyboru. Wszystko z powodu decyzji premiera Mariana Rajoya o użyciu policji, aby powstrzymać ludzi przed wrzuceniem kart do urn.
Skutek: barykady w obronie punktów wyborczych, kilkudziesięciu, a może kilkuset rannych (trudno o wiarygodne dane), Guardia Civil i Policia Nacional strzelające do manifestantów gumowymi kulami.
– Hiszpańskie państwo odsłoniło swoją prawdziwą twarz. Tylko siłą potrafi powstrzymać demokrację – mówi „Rz" Montserrat Daban Marin, szefowa największej katalońskiej organizacji obywatelskiej wspierającej niepodległość Katalonii ANC.
Secesjoniści dotąd zapowiadali, że 48 godzin po publikacji wyników głosowania przewodniczący rządu regionalnego Carles Puigdemont ogłosi z balkonu Palau de la Generalitat niepodległość. Ale czy tak się stanie, nie wiadomo. Po referendum jakiś kraj Unii być może mógłby zaangażować się w mediację między Barceloną i Madrytem. To oznaczałoby umiędzynarodowienie konfliktu, sukces separatystów. Ale ogłoszenia niepodległości w takich warunkach nie uzna nikt. Madryt odzyskałby inicjatywę.