Polityczne bajki to nie wszystko
Polityka potrzebuje narracji, czasem upraszczającej treść, by przekaz był bardziej zrozumiały. Ale istota polityki się nie zmienia: liczą się idee i sposób wprowadzania ich w życie – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Od pewnego czasu popularność zdobywa pogląd, że współczesna polityka nie polega już na starciach ideowych, lecz walce sił na rynku marketingu politycznego. Że ludzie są z natury głupi, naiwni i nie wiedzą, co dla nich dobre. Demokracja zaś jest systemem, w którym z głupoty tej można uzyskać coś sensownego, pod warunkiem że zajmą się tym specjaliści. Nie ma Tony’ego Blaira ani George’a Busha, nie ma Jarosława Kaczyńskiego ani Donalda Tuska. Są szefowie ich sztabów marketingowych, którzy wygrywają dla nich wybory, a potem mówią im, co mają mówić, żeby ludzie myśleli to, co mają myśleć.
Ten pogląd wpisuje się w popularny dziś obraz świata, w którym od indywidualnego wyborcy nie zależy nic, a polityką kierują wysoko wyspecjalizowane siły pozostające poza wszelką kontrolą. Wielu ludzi tak właśnie widzi demokratyczną politykę: z jednej strony masa zmanipulowanych ciemniaków, z drugiej – czarnoksiężnicy marketingu, którzy z Nikodema Dyzmy zrobią prezydenta. To obraz uproszczony i nieprawdziwy, a można się o tym przekonać choćby przy okazji reakcji na ostatnie orędzie prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Opowieść w tysiącu słów
Eryk Mistewicz przekonuje nas („Koniec świata spin doktorów”, „Rz” 21.03.2008), że w polityce liczą się dziś wyłącznie opowieści. Idealna to taka, w której używa się tysiąca powszechnie znanych słów i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta