Obyśmy przetrwali
Kłótnie polityków o to, kto jest winien dramatycznej sytuacji stoczni, są śmieszne. Każdy kolejny rząd obiecywał złote góry - mówi elektryk Andrzej Wilk ze Stoczni Gdańsk
Los prawie 14 tysięcy ludzi zatrudnionych w stoczniach i kilkudziesięciu tysięcy pracowników firm współpracujących z nimi leży w rękach prywatnych inwestorów, polskiego rządu i Unii Europejskiej. Stoczniowcy z niepokojem oczekują od miesięcy na ostateczne decyzje Komisji Europejskiej w sprawie przyszłości zakładów. Obawami o utratę pracy żyją starsi, młodzi rozglądają się za nowymi posadami. Śledzą codzienne relacje o fatalnej sytuacji zakładów, oczekują na „wyrok śmierci”. Związkowcy organizują manifestacje w Gdyni, Szczecinie, Gdańsku i Brukseli. Krzykami, transparentami, petardami apelują o pomoc.
Ma być deweloperka
Złe doniesienia i wszelkie pogłoski na temat polskich stoczni od ponad dziesięciu lat z uwagą śledzi także Paweł Zinczuk, już na emeryturze. Przez prawie 35 lat, do 1997 roku, pracował w stoczni m.in. jako stolarz. O wolność i lepsze życie walczył w „Solidarności”, w stanie wojennym aresztowano go za terroryzm. Pokazuje zdjęcia z protestów z roku 1980 i 1988, nieśmiało mówi, że za to, co robił, dostał order od prezydenta Kaczyńskiego. Znajduje fotografię z Lechem Wałęsą tuż po wyjściu lidera „S” z internowania. Nie chwali go, ale nie rzuca mocnych słów.
Zinczuk, żyjący nie tylko historią, wraca do tego, co się dzieje teraz. O możliwym „wyroku śmierci” na zakłady, a tym samym na wielu ludzi, rozmawia ciągle ze swoim synem i kolegami,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta