Gdzie karzeł mówi dzień dobry
Kalkuta żyje w trzech stuleciach naraz. Rozpada się, niszczeje i gnije, a jednocześnie odradza
Nowoczesność nie wypiera tu przeszłości – nie niszczą jej, jak w Chinach, spychacze. Wczoraj i jutro ciągle jeszcze mają te same prawa – gliniane kuchnie koegzystują z klimatyzatorami, jedwabne sari z dżinsami, przedmałżeński seks z podziałami kastowymi, a ostatnie na świecie riksze z nowymi modelami samochodów marki Tata. Niepiśmienni rikszarze mają telefony komórkowe i transportują klientów do gigantycznych centrów handlowych, do których sami nigdy nie wejdą.
W kolonialnych kamienicach w centrum miasta panoszy się pleśń – pożera wszystko: papier, ryż, ubrania. Stanowiące kiedyś chlubę brytyjskiego imperium pałace i hotele przy Esplanade są jak żywe ruiny – ściany pękają z zaniedbania i starości, przemoczone monsunowymi ulewami, rozsadzane korzeniami porastających je krzewów. Nawet wysoko, na balkonach i dachach, wyrastają drzewa. Przestronne pokoje z rzeźbionymi sufitami są poszarzałe, zagracone i zatłoczone, zamiast kryształowych żyrandoli świecą blado gołe żarówki. W wiktoriańskiej scenografii zamieszkała azjatycka bieda. Trzeszczące klatki schodowe pachną stęchlizną, grube kable pną się po zagrzybionych ścianach i splatają w imponujące supły przy skrzynkach z porcelanowymi bezpiecznikami. Do tych samych, pochodzących z lat 40. XX wieku, węzłów podłączone są komputery i drewniane wiatraki.
Z zawieszonych praniem okien na piętrach wyglądają wąsaci mężczyźni w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta