Czy skorzystamy na Tusku w Brukseli
Polityka zagraniczna jest dziedziną narodową. Przestanie taką być dopiero w momencie, gdy ukształtuje się coś, co można by nazwać narodem europejskim. Na razie ten proces jest w powijakach – pisze publicysta.
Wybór Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej był dogodnym testem ukazującym stan świadomości Polaków (polityków i dziennikarzy nie wyłączając) na temat Unii Europejskiej. Gdyby nie to – skądinąd szczęśliwe – wydarzenie, nie widzielibyśmy tego tak dogłębnie. Ale widzimy...
Pomijając już takie wyczyny medialne, jak radość z tego, że Tusk jako przewodniczący Rady UE będzie mógł „promować polski punkt widzenia", czy twierdzenie, że poprzez ten wybór polski polityk objął „przywództwo Europy", najbardziej rozpowszechniony nonsens, jaki się ujawnił w reakcjach na ten sukces, polega na postrzeganiu Unii wyłącznie jako struktury międzyrządowej. Gdyby tak rzeczywiście było, UE nie różniłaby się niczym istotnym od dowolnej organizacji międzynarodowej typu OBWE czy ONZ. Otóż jeśli ktoś tak postrzega Unię Europejską, to znaczy, że nic z niej nie rozumie.
Fikcja wspólnej dyplomacji
A tymczasem od samego początku w latach 50. XX w. idea Unii polegała na stworzeniu czegoś więcej niż tylko suma, większa czy mniejsza, państw narodowych. Ta swoista wartość dodana Unii to jej wymiar wspólnotowy. Można go nazwać wymiarem obywatelskim, ponadnarodowym czy europejskim sensu stricto, pod tym względem, że Unia w dalszej perspektywie realizuje także interes niebędący wypadkową interesów sześciu,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta