Betonowa kostka to morderstwo
Ludzie nas przeganiają, wszędzie zakazy. Najłatwiej powiedzieć: tu jest pomnik, tu nie możecie jeździć – mówi Tomasz Kotrych, freestyle’owiec, od 11 lat na desce
RZ: Mam wrażenie, że entuzjazm dla deskorolki trochę ostatnio opadł. Mniej się was widzi na ulicach.
Tomasz Kotrych: Teraz właśnie zainteresowanie wzrasta. Ostatnie pięć lat było chudsze. Ale znów pojawia się sporo młodych ludzi, którzy sięgają po deskorolkę.
Co was tak pociąga w tym sporcie?
Wolność. Można wrzucić deskę pod nogi i pędzić ulicami przez miasto. Nie ma zasad, nie ma trenera. Deskorolkowcy nie są zorganizowani, nie mają reprezentacji, nie dążą do olimpiady. To bardziej pasja niż sport. Jeśli ktoś chce startować w zawodach, ma kilka minut na przejechanie trasy i pokazanie tego, co potrafi. Nie mamy klubu czy stowarzyszenia. Spotykamy się tylko w tych miejscach, gdzie jeździmy. To naprawdę dobry sposób, aby odreagować problemy codziennego życia.
Sprzęt jest drogi?
Deska kosztuje ok. 700 zł, ale można też kupić taniej. Niektórzy mają sponsorów, którzy dają sprzęt, buty, czasem pieniądze. Niektórzy teamriderzy się z tego utrzymują. Ja mam kilku sponsorów, dzięki którym mogę w pewnym stopniu żyć z tego, co uwielbiam robić. Pracuję też w deskorolkowej firmie produkującej ubrania.
Macie własne sklepy i własny język?
Kiedy w Polsce „powstawała” deskorolka, w sklepach ze sprzętem kupowali...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta