Tropem romansu
„Lato leśnych ludzi” Rodziewiczówny należało w czasach szkolnych do moich ulubionych lektur, takich, co to wymagały odczytywania na nowo rok po roku.
Drugą był tytuł „O szczęśliwym chłopcu” Heleny Bobińskiej. Autorki, jak się dużo później dowiedziałem, były mocno niepoprawne politycznie: Bobińska okazała się piewcą Stalina, Rodziewiczówna – kochającą inaczej. Czytając je dziś, widzę, że powinny należeć do kanonu lektur współczesnych ekologów.
Trójka bohaterów „Lata…” ucieka z miasta, wtapia się w bór. Polują dla zdobycia pożywienia, strzelają dla obrony, domy stawiają z bali. Obserwują życie natury. „Nudno ci tu, boś głuchy i ślepy na ten świat, co cię otacza” – odpowiada jeden z bohaterów, Rosomak, na skargę nowo przybyłego mieszczucha. Bardzo chciałem naśladować Rosomaka. Udało mi się być takim szczęśliwym chłopcem, który w lesie przeżył niezwykłe lato. Nie była to jednak puszcza opisywana przez Rodziewiczównę, bo ta swoje powieści lokowała najczęściej poza dzisiejszymi granicami Polski. Nawet akcja jej zekranizowanego romansu patriotycznego, czyli „Między ustami a brzegiem pucharu”, toczy się w większości w Berlinie.