Przypadki polskiej biurokracji, czyli ryzyko gwarantowane
Tuż przed ostatecznym zamknięciem rozliczeń unijnych funduszy na lata 2004 – 2006 resort rozwoju regionalnego uznał za stosowne zmienić zasady przeliczania złotówek na euro. Dopiero „w najbliższym czasie” – jak dowiadujemy się z pisma resortu – urzędnicy się zorientują, czy w Brukseli leży jeszcze banknotów sterta, czy może mały plik.
Skąd to zamieszanie? Okazuje się, że przez wszystkie ostatnie lata wielkość pozostałych do wydania środków z Unii szacowano, przeliczając złotówki wypłacone beneficjentom (nawet w styczniu 2005 roku) po aktualnym kursie euro – aktualizowanym co miesiąc. Czyli de facto euro wymieniano na złote po kursie ze stycznia 2005, ale księgowano po kursie obecnym. Zaiste, wielką trzeba mieć wiedzę o rynku walutowym, by się zorientować, jak bardzo nieprecyzyjne mogą być wyniki tych szacunków.
Efekt jest smutny – dziś dwa ministerstwa nie potrafią odpowiedzieć na proste pytanie: ile jeszcze nam zostało. Być może problem miałby charakter czysto akademicki, gdyby nie fakt, że ewentualny brak środków dla beneficjentów (którzy podpisali już umowy) będzie trzeba pokryć z budżetu państwa.
Metody radzenia sobie z ryzykiem walutowym znane są od dawna. Jak radzić sobie z ryzykiem urzędniczym?