Czwarta klęska prezesa
PiS będzie się teraz kurczył i zwijał, zasklepiając się w poczuciu niezasłużonej krzywdy – pisze publicysta
Podczas transmisji z wieczoru wyborczego w sztabie PiS kamera telewizyjna na moment wyłowiła z tłumu dziwnie markotnego posła Pawła Kowala. Najwidoczniej nie dawał się on ponieść atmosferze entuzjazmu, jaka ogarniała szczelnie wypełnioną salę. Jego zafrasowane oblicze wyrażało uczucia zgoła odmienne, których pogrążony w myślach nawet nie próbował skrywać: ponad wszelką wątpliwość był to smutek graniczący z przygnębieniem. Ten silnie kontrastujący obraz wbił mi się w pamięć.
Bo też poseł Kowal, należący do bardziej inteligentnych polityków PiS, prawdopodobnie jako jeden z nielicznych właściwie odczytał i ocenił wyborczy werdykt. Chyba musiał zdawać sobie sprawę z kilku faktów niezbitych.
Po pierwsze, jednak Jarosław Kaczyński przegrał, chociaż aż tyle okoliczności zdawało mu się, i to w stopniu wcześniej zgoła niewyobrażalnym, sprzyjać. Po wtóre, jego wynik – 7 mln 919 tysięcy głosów – bezsprzecznie niebagatelny, nie dorównywał przecież rezultatowi, jaki osiągnął jego brat w roku 2005: 8 mln 257 tysięcy. Zatem i tu, wbrew hałaśliwej euforii, nastąpił zauważalny regres.
Po trzecie, mimo usilnych zabiegów nie udało się pozyskać znaczącej grupy wyborców owego mitycznego centrum; Kaczyński przegrał we wszystkich dużych miastach (z wyjątkiem Lublina), w prestiżowej zaś Warszawie doznał klęski wyjątkowo dotkliwej, szczególnie zważywszy na to, iż Lech...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta