Katolikiem jest się także przy urnie wyborczej
Głos Kościoła powinien być wyraźny. Nie dlatego, że Kościół popiera jakąś partię, ale dlatego, że broni wartości, którym sprzeciwia się (lub nie) któryś z kandydatów – pisze publicysta Tomasz P. Terlikowski
Tego się można było spodziewać. Po wygranych przez Bronisława Komorowskiego wyborach prezydenckich politycy jego ugrupowania zabrali się do urządzania Polski na nowo. I w ramach budowania prawdziwej solidarności i zasypywania podziałów przywołali do porządku Kościół, uznając – ustami Sławomira Nowaka – że „popełnił on duży błąd, przekraczając granice zaangażowania politycznego”. Politykowi PO nie chodziło jednak o przyjmowanie Bronisława Komorowskiego na kilka dni przed wyborami przez kardynała Stanisława Dziwisza, ale o fakt, że jakaś (niewielka) część proboszczów czy księży w czasie rozmaitych wystąpień poparła Jarosława Kaczyńskiego.
Ale to nie „moralność Kalego” jest tu najgroźniejsza. O wiele istotniejsze jest to, że Sławomir Nowak (a także część publicystów „Gazety Wyborczej” czy medialnych duchownych) próbuje ograniczyć fundamentalne prawo Kościoła do głoszenia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta