Waleczne serce z Katalonii
Nigdy nie był cudownym dzieckiem hiszpańskiej piłki. Sukces wyszarpał sobie pazurami
„Pingwiny umiały latać, ale Puyol nie znosi konkurencji i im tego zabronił”, albo „Puyol sprzedał swoje ferrari, bo znudziło mu się na nie czekać” – w Hiszpanii z Carlesa Puyola śmieją się jak z Chucka Norrisa.
W środę jednak ten stoper został bohaterem w kraju, który ceni piłkarzy kreujących grę. Puyol przeszedł do historii, wprowadzając swoją drużynę do pierwszego finału mundialu.
Powiedział, że bramka strzelona Niemcom jest najważniejszą w jego karierze. Trudno, żeby było inaczej, skoro do tej pory w reprezentacji trafił dwa razy, a w blisko 500 spotkaniach Barcelony – osiem.
Wszyscy wiedzą, że ma siłę biegać, gdy inni słaniają się już na nogach. Koledzy z drużyny uznali, że na tak ważnego gola nie zasłużył nikt inny. – Ktoś, kto przez całą karierę daje z siebie wszystko, nie może przejść do historii tylko z powodu waleczności – mówił po meczu Joan Capdevila.
Kontakt z matką
Do La Masii, słynnej szkółki, gdzie Barcelona szlifuje swoje diamenty, trafił dość późno. Miał już 17 lat, z małej miejscowości Pobla de Segur ściągnięto go raczej, dmuchając na zimne. Nikt nie spodziewał się wielkiego talentu, widać było tylko serce do gry i ambicję, by ciągle być lepszym.
Do Barcelony przyszedł jako napastnik, gdy cofnięto go na obronę, nie zrezygnował z wycieczek w pole karne przeciwnika. Gra z pasją, nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta