Blaski i cienie estradowej kariery
Twórcy musicalu „Dreamgirls” – Henry Krieger (muzyka) i Tom Eyen (libretto) – wykorzystali autentyczne losy zespołu The Supremes, w którym pierwsze kroki w latach 60. XX w. stawiała Diana Ross, i początki nagrywającej wyłącznie czarną muzykę wytwórni Tamla Motown.
Ich dzieło odniosło na Broadwayu wielki sukces, utrzymując się tam od premiery w 1982 r. ponad cztery lata. Odbyło się 1521 spektakli. Po ćwierć wieku jego ekranizacji podjął się scenarzysta („Chicago”) i reżyser („Kinsey”, „Bogowie i potwory”) Bill Condon. Do współpracy zaprosił kompozytora scenicznej wersji, który skomponował cztery nowe piosenki. Film dostał aż osiem oscarowych nominacji w sześciu kategoriach (trzy za piosenki). Ale tylko dwie z nich zamieniły się w pozłacane statuetki: dla Jennifer Hudson za drugoplanową rolę kobiecą i montaż muzyczny.
Film zaczyna się brawurowo. Wspierana żywiołową muzyką akcja nie daje chwili wytchnienia. Ale po trzech kwadransach wszystko siada. Wkracza nuda tradycyjnego musicalu i już nie opuszcza ekranu. Trzeba bardzo lubić ten gatunek, a do tego ugrzeczniony soul, by wysiedzieć przed telewizorem bez zniecierpliwienia do końca.
PIĄTEK | Dreamgirls ***
20.00 | Polsat | musical, USA 2006