W raju na ziemi widzieliśmy wejście do piekła
Siedząc na karimatach, popijamy gorącą herbatę. Patrzymy na rozgwieżdżone niebo i snujemy plany na przyszły rok. Tak mija nasz sylwester – na wulkanie, na wysokości czterech tysięcy metrów, na środku oceanu
– Welcome to paradise – mówi nam na pożegnanie stewardesa. Przed chwilą samolot wylądował w Konie, na największej z hawajskich wysp – Hawaii, zwanej też Wielką Wyspą. Wychodzimy na płytę otulonego ciemnością nocy lotniska. Wrażenie jest oszałamiające. Trudno opisać powietrze hawajskiej nocy, bo powiedzieć, że ciepłe, wilgotne i przesycone zapachem egzotycznych roślin, a przy tym ani parne, ani duszne, to za mało.Pierwsze przyjemne wrażenia związane z klimatem, widokiem maleńkiego drewnianego budynku lotniska (tylko zadaszenie na słupach), a także drzew wokół niego sypiących pod nogi podróżnych duże, białe kwiaty, na jakiś czas pozwala nam zapomnieć o naszej nieciekawej sytuacji. Wszyscy pasażerowie samolotu zbierają się przy witających wycieczki przewodnikach, z zachwytem przyjmują wieńce kwiatów, wsiadają do busów i odjeżdżają. Tylko na nas nikt nie czeka. Lotnisko pustoszeje, a my łapiemy ostatnią taksówkę do pobliskiego miasteczka. Tam się okazuje, że jedyny autobus jadący na północ wyspy odjechał kilka minut temu, a na następny trzeba czekać dobę.
Jak w oranżerii
Po nocy spędzonej w schronisku postanawiamy sprawdzić, czy na Hawajach działa autostop. Ku naszej radości zatrzymuje się już pierwszy przejeżdżający samochód. Młody człowiek w czerwonej, zakurzonej ciężarówce wygląda na rdzennego mieszkańca wysp. Jak wielu innych, których...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta