Bez przesady z symbolami
Ze Zbigniewem Brzezińskim rozmawia Piotr Gillert
Rz: Panie profesorze, to pierwsza nasza rozmowa po wyborach prezydenckich, wróćmy więc na chwilę do 4 listopada. Co pan czuł po ogłoszeniu wyników?
Przed wyborami panowało przekonanie, że Obama wygra, więc to zwycięstwo nie było dla mnie niespodzianką, a mimo to w momencie ogłoszenia wyniku byłem ogromnie wzruszony i uradowany. Zresztą reakcja otoczenia, w którym oglądałem rezultaty, była podobna – byłem w gronie sympatyków Obamy. Stało się jasne, że w Ameryce nastąpiło właśnie coś przełomowego, coś bardzo zdrowego i bardzo potrzebnego temu krajowi. Był to więc nie tylko moment wzruszenia, ale i optymizmu.
Dość wcześnie w tej kampanii opowiedział się pan za Obamą...
W lecie 2007 roku.
Co pana do tego wtedy skłoniło, czy to były osobiste kontakty z senatorem Obamą?
Tak, on do mnie zadzwonił. Powiedział, że właśnie skończył czytać moją ostatnią – wówczas najnowszą – książkę „Druga szansa” i że byłoby mu miło i pożytecznie spotkać się ze mną i pogawędzić na ten temat. Powiedziałem mu wtedy, że chętnie, ale mimo wszystko wolałbym nie spotykać się w jego biurze, bo mogłoby to wyglądać tak, jakbym się tam zgłaszał w celu dotarcia do niego czy wyrażenia poparcia. Zaprosiłem go więc na lunch do Metropolitan Club, gdzie spędziliśmy na rozmowie dobre półtorej godziny. Zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Z jednej strony był bardzo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta