Chłód przed eurowyborami
Partie parlamentarne robią zbyt mało, aby przekonać obywateli, że 7 czerwca powinni podnieść tylną część ciała z leżaków ustawionych przy grillu i przejść się do komisji wyborczych – pisze publicysta Ryszard Holzer
Wybory do Parlamentu Europejskiego zlekceważy ogromna większość polskich wyborców. Z prostego powodu – partie nie próbują nawet przekonać wyborców, że ich kandydaci mają coś ważnego do załatwienia w Brukseli.
Według najbardziej alarmujących prognoz tylko 13 proc. Polaków pójdzie głosować 7 czerwca. Według bardziej optymistycznych – może nawet 30 proc. Tak czy owak – mało. Choć w całej Unii ma być marnie z frekwencją, to jednak mało gdzie tak słabo jak u nas.
Ząb wybity za wolność
Niby nieszczęścia nie ma, bo w Parlamencie Europejskim każdy głos waży tyle samo. Nie ma znaczenia, czy posła wybrano przy frekwencji ponad 70 proc. (na co się zanosi np. w Belgii) czy 17 proc., jak to miało miejsce w 2004 r. na Słowacji (my zajęliśmy wtedy drugie miejsce od końca z wynikiem 21 proc.). Jednak niska frekwencja jest dla polskich interesów szkodliwa z paru powodów.
Po pierwsze trochę wstyd przed Europą, że chyba nie całkiem do demokracji i wspólnotowego myślenia dojrzeliśmy. Że nasi politycy krytykują politykę wschodnią Francji i Niemiec, postulują solidarność energetyczną, domagają się uznania dla narodowej martyrologii i niczym bohater opowiadania Sławomira Mrożka pokazują dawno stracony ząb, krzycząc – „o tu, za wolność wybili”, ale robią to wszystko bez realnego wsparcia wyborców, których sprawy publiczne niezbyt obchodzą i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta