Spokój zakłóciła Liguria
Giro d'Italia to nie tylko emocje i wspaniałe widoki, ale też zagrażające życiu kraksy kolarzy.
Olgierd Kwiatkowski z La Spezia
Pierwsze dni tegorocznego wyścigu urzekają widzów i kibiców, tak jak kiedyś George'a Byrona, Charlesa Dickensa, Ernesta Hemingwaya czy George Sand tworzących na Wybrzeżu Liguryjskim. Ale kolarze z tych uroków wiele nie mają – muszą się wspinać na przełęcze, przez które prowadzą wąskie lokalne drogi, nominalnie dwupasmowe, faktycznie z ograniczoną przepustowością. Te szlaki są bardzo niebezpieczne, wymagają doskonałej techniki, koncentracji i czasami szczęścia.
Organizatorzy, dokonując takiego wyboru, trafili w dziesiątkę. Pierwszy tydzień wielkich tourów zazwyczaj jest przewidywalny. To wielka wada współczesnego kolarstwa. Etapy wygrywają sprinterzy, czasami jakiś zbłąkany uciekinier, brakuje różnic czasowych między faworytami. Oni w Giro czekali na Alpy albo Dolomity. Tymczasem w tym roku spokój w peletonie już na wstępie zakłóciła Liguria, nawet...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta