Welcome to Syria
Zaprasza nas do swojej ciężarówki rozentuzjazmowany kierowca, który wraca spod Stambułu po długiej trasie do domu. Do granicy brakuje jeszcze kilku kilometrów, a on już wita nas w Syrii
Trochę nas to dziwi, ale przecież przyjemnie jest być serdecznie powitanym.
Jesteśmy na pasie ziemi niczyjej, między tureckim Cilvegozem a przejściem granicznym w syryjskim Bab al Hawa. Wnętrze kabiny samochodu bardziej przypomina dyskotekę niż miejsce pracy kierowcy. Migocące światła, kolorowe plakaty i głośne zawodzenia bliskowschodnich idoli, śpiewających o tym samym, co ich zachodni odpowiednicy – słowo „baby” zastępują tylko arabskim „habibi”.
Welcome to Syria
– poważnym głosem spod wąsa wita nas urzędnik imigracyjny na granicy. Z wypełnionym formularzem i wizą w paszporcie grzecznie ustawiamy się w kolejce do okienka, ale gdy kolejna osoba podstępnie wciska się przed nas, postanawiamy na chwilę zapomnieć o grzeczności. Szybko odkrywamy zasady panujące w kolejce i każdego następnego petenta chcącego wśliznąć się między nas a oblicze oficera odganiamy krzykiem niezadowolenia i machaniem rękami. Pomaga. Dostajemy pieczątkę i ruszamy naprzód. Jesteśmy w Syrii.
Welcome to Syria
dokąd jedziecie? – dobiega nas pytanie zza szyby wielkiej toyoty. Kierowca toyoty, Riad, 15 lat temu mieszkał w Polsce. Na Stadionie Dziesięciolecia handlował ubraniami i wschodnimi tkaninami. Dobrze na tym zarobił, bo po roku wrócił do swojego kraju i postawił w przygranicznej wiosce okazały dom. Zaprasza nas na kolację.
– Wielu tutejszych ludzi było w Polsce, nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta