Zerwane struny
Zapewnia, że znowu może śpiewać. Operowy supergwiazdor Rolando Villazon rozpoczął walkę, by wrócić na szczyty sławy. Nie on jeden przedwcześnie zdarł sobie głos
Dwa miesiące temu bożyszcze milionów, meksykański tenor Rolando Villazon, na swojej stronie internetowej umieścił list do fanów. Z radością informował, że lekarze są dobrej myśli: guzki na strunach zostały usunięte operacyjnie, rekonwalescencja przebiega pomyślnie, więc niebawem wróci na scenę. Żeby zaś nie było wątpliwości, w oddzielnym linku pojawił się kalendarz występów.
Dziki koń uciekł
Rolando Villazon zaczął ostrożnie, najpierw jeden spektakl w Wiedniu, potem kilka w Berlinie, następnie seria koncertów oraz pojedyncze występy w operach. Jak na kogoś, kto niedawno szalał po estradach świata, niespotykana powściągliwość. Wystarczy jednak posłuchać, jak teraz śpiewa, by zrozumieć przyczyny. Do berlińskiej Staatsoper zdecydował się wrócić w niezbyt wyczerpującej partii Leńskiego w „Eugeniuszu Onieginie”. Z dawnego głosu pozostała piękna barwa, Villazon nie zagubił też swej muzykalności pozwalającej na eleganckie frazowanie, ale za każdym nieco wyższym dźwiękiem kryła się niepewność. I zniknęła gdzieś dawna moc, którą podbijał publiczność.
– W moim głosie jest dziki koń – opowiadał w 2008 r. w wywiadzie dla magazynu festiwalu w Salzburgu. – Chciałbym być jak centaur, pół mężczyzna, pół zwierzę. A przecież przeszedł już wtedy ponadpółroczną przerwę zaleconą przez lekarzy. Niemal z dnia na dzień pozrywał kontrakty, nawet te...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta