Aktor powinien być jak samuraj
Z Krzysztofem Globiszem rozmawia Jacek Cieślak
Rz: Wystąpię w byle czym, byle tylko mnie zaakceptowano i kochano – mówi Coogan, grany przez pana bohater „Rodzinnego show” w Teatrze Telewizji. To kwintesencja kolorowych magazynów i elektronicznych mediów?
Krzysztof Globisz: Raczej mentalności artystów i amatorów w nich się pokazujących. Kiedy zacząłem grać w filmie, poznałem aktora, który modlił się, żeby mieć chociaż jeden dzień zdjęciowy w każdym serialu, nieważne jakim, bo tylko wtedy czuł się znany i akceptowany.
To były czasy, kiedy nie działała jeszcze plotkarska prasa i Internet.
Dlatego trzeba było być w telewizji. Problem mojego bohatera polega na tym, że medialny wampir wyssał z niego wszystkie soki i wypluł na margines. Dla Coogana najgorsze jest przemijanie. Wie, że nic po nim w gruncie rzeczy nie zostało. Tylko wspomnienie rzucania kostką z teleturnieju sprzed lat. I szklanka whisky. Decyduje się na domowy reality show, kiedy wie, że na inny medialny powrót nie ma szans.
Ta historia powinna być pouczająca dla młodych ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, jak działa show-biznes. Często nie kończą szkoły teatralnej, chcą grać już na pierwszym lub drugim roku. Sprzedają to, co mają najcenniejsze – świeżość, wrażliwość. Sprzedają to, co powinno jeszcze w nich dojrzewać. Mało umieją, nabierają złych nawyków, uzależniają się od źle pojętej sławy i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta