Uśmiech Mony Lisy
Martha Argerich w ostatniej chwili odwołuje występy, a nawet całe trasy koncertowe. Zmienia ustalony program i decyduje, z kim zagra. A publiczność i tak ją uwielbia, więc wybacza wszystkie kaprysy
Wystarczy bowiem, że Martha Argerich pojawi się na estradzie, usiądzie przy fortepianie i po pierwszych dźwiękach wszyscy wybaczają jej rozmaite kaprysy. „Nieomylna naturalność frazowania pozwala jej tworzyć muzykę, a nie ją interpretować” — twierdzi Alex Ross z „New Yorkera” i tę opinię potwierdzają niemal wszyscy krytycy.
„Jest kobietą o zadziwiająco małych dłoniach i z niezwykłą grzywą długich czarnych włosów – czytamy w tym samym tekście „New Yorkera”. – Jej piękno mieszka w olbrzymich oczach, które potrafią być zarazem smutne i figlarne oraz w uśmiechu, który nieodparcie nasuwa porównania z Moną Lisą”.
Lęk przed samotnością
Komuś takiemu publiczność potrafi wybaczyć także i to, że daje tylko cząstkę swego talentu. Zresztą świat zdążył się już przyzwyczaić, że nie ma szans na solowy recital Marthy Argerich. Decyzję podjęła jakieś trzydzieści lat temu i pozostaje konsekwentna, choć fani mają nadzieję, że w końcu nagra choćby jeden solowy album. – Ciągle mnie ktoś o to nagabuje – tłumaczyła w wywiadzie dla „Le Monde de la musique” – ale nie jestem tym zainteresowana. Nie robię tego na estradzie, więc recital w studiu byłby czymś udawanym. A poza tym nie mam czasu i nie zajmuję się sobą. Pasjonują mnie ludzie, to daje mi szczęście.
Najłatwiej zatem namówić ją na występ z innymi artystami, gdy może schować się za ich plecami. – Nawet jako małe dziecko –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta